O gminie
13 listopada 1939 roku niemieccy okupanci rozstrzelali Polaków, których jedynym przewinieniem było to, że złożyli kwiaty na mogile powstańców śląskich w Dziedzicach przy Kościele pw. NMP Wspomożenia Wiernych. To tragiczne wydarzenie opisuje w swym kolejnym materiale Towarzystwo Przyjaciół Czechowic-Dziedzic.
„Nocą 31 października na 1 listopada 1939 roku – pisze Wojciechowska – trzech mieszkańców Czechowic i Dziedzic złożyło wieniec z szarfą biało-czerwoną na grobie powstańców śląskich na cmentarzu w Dziedzicach. Miejscowy renegat zerwał wstęgi z wieńca, podeptał i wezwał policję. Niemieccy żandarmi z bronią w ręku weszli kierując się ku powstańczej mogile. Tłum zaczął wznosić okrzyki protestu. Szczególnie ostro potępiał postępowanie policji i renegata drużynowy Związku Harcerstwa Polskiego w Dziedzicach Mieczysław Łaszczok wraz ze swoim kolegą Franciszkiem Ślezińskim. Policja wymierzyła broń w ich kierunku, ale tłum ukrył ich w swoich szeregach i ułatwił ucieczkę. Młody mieszkaniec Dziedzic Stanisław Peterko podniósł zdeptaną szarfę o polskich barwach narodowych i położył na grobie powstańców”.
Z różnych informacji, a zwłaszcza z relacji bezpośrednich świadków, cytowanych już Żoczka i Wojciechowskiej, wynika, że wczesnym rankiem w poniedziałek 13 listopada 1939 roku najpewniej około godziny czwartej, gestapowcy wywołali z celi więzienia bielskiego tzn. aresztu policyjnego m.in. najpierw doktora Zenona Różewicza, Mieczysława Łaszczoka, Stanisława Peterkę, Franciszka Ślezińskiego, a następnie Marię Wojciechowską, Ferdynanda Molę, Franciszka Puchałę i innych. Wywołanych więźniów skuto w kajdany. Następnie sprowadzono ich na parter do korytarza. Po formalnościach załadowano więźniów do samochodu ciężarowego krytego plandeką, stojącego na ulicy przed więzieniem i wywieziono ich do Starego Bielska, na tzw. Kornową Kępę, obok dawnej Kuźni i cegielni komorowickiej, polną dróżką do lasku. Sprowadzeni tam więźniowie dostrzegli wykopany dół, przechadzających się obok niego uzbrojonych gestapowców w ciemnozielonych mundurach i kilku cywilów, miejscowych Niemców. Od przywiezionej grupy dziesięciu więźniów odłączono doktora Zenona Różewicza (48-letniego wówczas znanego lekarza, działacza społecznego, oficera wojska polskiego), Mieczysława Łaszczoka (zaledwie 20-letniego drużynowego ZHP) i jego harcerskich kolegów Franciszka Ślezińskiego, Stanisława Peterkę oraz adwokata Schanzera. Jeden z cywilów zapytał ich o ostatnie życzenie. Tylko Łaszczok wystąpił i wręczył cywilowi medalik, mówiąc mniej więcej: „Oddajcie to mojej dziewczynie, bo ją kochałem”. Wtedy zawiązano oczy tym pięciu więźniom i poprowadzono ich nad dół. Po odczytaniu „wyroku” zostali rozstrzelani. Pozostałych pięciu więźniów (Dudek, Hałas, Mola, Puchała, Wojciechowska), powiązanych za ręce, ustawiono twarzą do dołu mogiły. Po egzekucji kazano im zakopać dół, a ponieważ dla Wojciechowskiej zabrakło łopaty, musiała gołymi rękami wrzucać grudy ziemi. Podchmieleni gestapowcy ponaglali pracujących biciem i kopniakami. Nie rozstrzelanych (nie wiadomo, z jakiej przyczyny ocalałych) pięć osób odwieziono z powrotem do więzienia.